Bywają wieczory, w których zamiast tradycyjnej książki wolę sięgnąć po jakiś album ze wspaniałymi zdjęciami najpiękniejszych i najbardziej zadziwiających miejsc świata. Odpalam wtedy na głośnikach jakąś orientalną playlistę i w dźwiękach bansuri i buddyjskich dzwoneczków rozpoczynam podróż po najbardziej magicznych zakątkach naszej kuli ziemskiej.
Każda kolejna strona – nowy zabytek lub nowo odkryta kraina, budzi we mnie sporo emocji. W jednej chwili zaczynam dowiadywać się o tym miejscu, szukać zdjęć i filmów, przeglądać mapy, by w końcu odbyć wirtualny spacer z goglami VR na głowie.
To wspaniałe, że w dzisiejszym czasie, biernie siedząc na kanapie możemy czynnie zwiedzać cały świat!
W plastikowym pudle
Od kiedy pamiętam, uwielbiałem również wszelkiego rodzaju filmy podróżnicze, dokumentalne i przyrodnicze. Długimi godzinami mogłem oglądać Discovery Channel i Animal Planet z Krystyną Czubówną w tle. Moja ciekawość była nieograniczona.
Zaklęty krąg
Jednym z najpiękniejszych, najbardziej głębokich i refleksyjnych tytułów, na jakie natrafiłem jest zdecydowanie “Samsara”. Dokument powstawał aż 5 lat i nagrywany był w 25 krajach całego świata. W filmie nie pada ani jedno słowo. Historia budowana jest w całości na pięknych zdjęciach Rona Frickego i egzotycznej muzyce.
By w pełni zrozumieć znaczenie filmu trzeba na początku rozszyfrować tytuł. Samsara jest jednym najważniejszych pojęć filozofii religii wschodnich. Występuje zarówno w hinduizmie jak i buddyzmie i w obu przypadkach oznacza to samo – nieustanną, wieczną wędrówkę dusz, proces reinkarnacji, narodzin i śmierci.
Ron Frickeg – reżyser filmu, swoją wędrówkę rozpoczyna od ukazania nam buddyjskiej świątyni, gdzie pochłonięci spokojem i medytacją mnisi w pełnym skupieniu, z kolorowych ziarenek piasku “malują” obraz. Następnie jesteśmy przenoszeni w kolejne miejsca, które zawsze łączą się ze sobą swymi dualnymi końcami. I tak poznajemy zniszczenie i kruchość, by przejść do przepychu i siły, piękno i dzikość natury, by ujrzeć zatłoczone miasta i fabryki. Podczas wędrówki odwiedzamy wiele kultur i ludzi, którzy zawsze ukazani są w stanie zobojętnienia i smutku. W rytualnym rytmie bębnów trafiamy do nowoczesnego świata, opartego na konsumpcjonizmie, wielkich, taśmowych fabrykach w Chinach, w których oprócz całej elektroniki na masową skalę “produkowane” są również zwierzęta, w dodatku w okropnych warunkach. Następnie te wszystkie zabawki trafiają na śmietniska, na których wyrastają fawele, w których rodzi się przemoc i tak w tej przyczynowo-skutkowej wędrówce trafiamy do więzienia, poznajemy chęć zabijania, widzimy śmierć. Na końcu naszej podróży poznajemy religie. Od islamu i wiernych, okrążających świątynie w Mekce, przez chrześcijaństwo i hinduizm by ostatecznie powrócić do ostatniego punktu – buddyjskich mnichów, zataczając tym samym święty krąg samsary.
Wyzbycie się pragnienia
Jesteśmy zbyt zaabsorbowani dążeniami do zaspakajania własnych pragnień, by zastanowić się nad sensem naszej egzystencji. Wydawać by się mogło, że zaspakajanie swoich potrzeb daje nam szczęście, ale to tylko kolejne złudzenie. Filozofia buddyjska mówi, że człowiek nie będzie szczęśliwy, dopóki nie wyzbędzie się pragnień i pożądania, które go zniewalają i skutkują duchowym cierpieniem.
W ostatniej scenie w naprawdę piękny sposób ukazana jest nirwana, czyli stan oświecenia i całkowitego wyzbycia się pragnienia. Hinduski taniec oraz ręce ułożone w okrąg symbolizują samsarę oraz kołowrót narodzin i śmierci. Pierwszy uśmiech padający w filmie, na twarzy tancerki świadczy o wyrwaniu się z zaklętego kręgu oraz doznania prawdziwego szczęścia.
Piękno zdigitalizowane
Pod względem zdjęć ten film to istne arcydzieło! Z jednej strony długie i powolne timelapsy natury, którym towarzyszy lekka, medytacyjna muzyka, kontrastują z przyśpieszonymi ujęciami miejskiego szybkiego życia i rytualną muzyką bębnów. Z drugiej wspaniała gra świateł i cieni, a wszystko utrwalone na ogromnej kamerze z 70-milimetrową taśmą. To własnie dzięki niej film emanuje wspaniałą jakością i plastyką obrazu. No i oczywiście mistrzowskie oko Rona Frickeya i kadry które powoli zdradzają nam historię dawkując ją kropla po kropli.
Zachwyciła mnie również muzyka, świetnie skomponowana idealnie dopasowana do obrazka. A może to obrazek dostosował się do niej 😉 Tak, czy siak dzięki niej możemy wejść do tego pięknego świata i poczuć emocje, które wywołuje.
Szykujcie bombillę
“Samsara” to bardzo lekka i przyjemna podróż po świecie materialnym i duchowym. Naprawdę łatwo się przy niej wyciszyć i odpocząć po ciężkim dniu. By czasami nie przysnąć przy tak relaksującej muzyce i długich, powolnych ujęciach do picia proponuję pełną kofeiny, zieloną yerba mate, w glinianym kubku z metalową bombillą 🙂
Miłego oglądania!