Dziś postanowiłem sięgnąć po coś z klasyki. Wybór padł na jeden z pierwszych, szerzej docenionych filmów Stevena Spielberga. “Pojedynek na szosie”, choć niezbyt skomplikowany pod względem fabularnym, lecz świetny w zamyśle oraz wykonaniu pościg.
Brudna ciężarówka i czerwony Valiant
Sama historia jest dość banalna. David Mann – mężczyzna w średnim wieku, wracający do domu, do żony, do dzieci, pięknym czerwonym Valiantem, pośród kalifornijskich bezdroży natrafia na ciężarówkę. Kilkunastotomowy potwór zaczyna prześladować mężczyznę, “droczy” się z nim i przepycha. Mann zaczyna poważnie bać się o swoje życie. Poza strachem, wpada w panikę, bije się z własnymi myślami by ostatecznie podjąć walkę na śmierć i życie pośród amerykańskich prerii.
Cały pościg ukazany jest w dynamicznie zmieniających się ujęciach, przy sporej prędkości. Spielberg do perfekcji opanował kontrolowanie napięcia, nie zapominając o przerwach na złapanie oddechu i zatankowanie wozu. Widoczne zmiany następują w zachowaniu samego bohatera. Optymistycznie nastawiony mężczyzna, w obliczu zagrożenia “odpala” swoje pierwotne instynkty przetrwania, lecz gdy jest po wszystkim i emocje opadły David zdaje sobie sprawę z tego co się stało.
Większy nie znaczy lepszy
Film ma też świetną metaforę do ludzkiego życia. Nie zawsze wygrywa silniejszy, większy i bardziej osmolony wóz. Poza masą koni pod maską, trzeba mieć również sporo sprytu i zdrowego rozsądku.
Na letni wieczór!
“Pojedynek na szosie” jest bardzo klimatycznym filmem. Osobiście uwielbiam Kalifornijskie bezdroża prowadzące do Los Angeles i oczywiście Hollywood! To propozycja dla wszystkich: kobiet i mężczyzn. A może by tak obejrzeć go wspólnie w aucie, w gorący, letni wieczór? ( głośno myślę 😉 ) Na przystawkę proponuję mocno wysmażone frytki z grillowanym burgerem i puszką coca-coli.